23 kwietnia 2009

2762


+
tyle lat ma Rzym... i te właśnie urodziny świętowaliśmy 21 kwietnia...
Pośród licznych przedstawień, spektakli, koncertów i pokazów moja uwagę przykuł pokaz multimedialny, któremu za ekran posłużyły ruiny Forum Trajana.
Rzecz polegała na tym, że na wszystkich ścianach pokazywano ogromne filmy z historii Rzymu. I tak: obok widoku starożytnych sarkofagów, grającego na harfie i wpatrującego się w czerwone niebo płonącego oczywiście Rzymu - Nerona, ścigających się rydwanów w Colloseum, "okrzyków chleba i igrzysk" widocznych dookoła i sprawiających wrażenie że sie jest w centrum tych wszystkich wydarzeń.... pojawił się i Musolini przemawiający z balkonu w Pałacu Weneckim.... w którymś międzyczasie w Fontannie di Trevi kąpała się Marilyn Monroe... jakiś zapewne znany muzyk wyśpiewywał arie na cześć Roma... była jakaś scena filmowa sprzed pewnego kina Cinecitta.... dzieci wymachujące włoskimi flagami, gdy całe ruiny mieniły się kolorami zielono-biało-czerwonymi/ flagi włoskiej... wirujące kopuły wszelkiej maści obiektów niebywałej urody.... Michał Anioł "dłubiącu" przy Mojżeszu lub "ubierający" Sąd Ostateczny... to wszystko przeplatane było muzyką na żywo czy to jakiejś wielkiej jak polskie oratoria Rubika orkiestry, albo samotnie grającego na białym fortepianie jezzmena... czy saksofonisty stojącego gdzieś na dachu... po prostu Dolce Vita!!!
Szaleństwo było ogromne i z wielkim rozmachem. Momentów radości również wiele -jak to na urodzinach bywa.... Nawet kościołowi sie "oberwało" (co u Włochów normalne...), gdy niosąc papieża w lektyce jeden ze sługów się potknął i papa.... (może raczej ten co spowodował ten wypadek) zebrał burzę oklasków ... Wszystko oczywiście w odpowiednich światłach, które w tym czasie oświetlały wiele, wiele zabytków starożytnego miasta i przygotowanych specjalnie na ten dzień... przerywane oklaskami zachwyconej publiczności nie tylko włoskiej, lub kontynuacją śpiewów ukochanych przez nich piosenek....
ale największe oklaski zebrał... Jan Paweł, który wpisał si poważnie w nowszą historię Rzymu i który znalazł też miejsce w tym całym "urodzinowym szaleństwie". To było na prawde miłe... wzruszajace... zastanawiające... poruszające... czy sam nie wiem do końca jakie, ale mówiące bardzo, bardzo wiele.

...no może większe brawa zebrał tylko moment przedstawiający Mistrzostwo świata (?) w piłce nożnej dla Włochów.

11 kwietnia 2009

Alleluja!!!

+
Dziś w nocy nie warto spać, choć jednak prawie 2000 late temu wszyscy to przespali. Ale tak był plan Boży i został on zrealizowany. Dziś w nocy wszyscy chrześcijanie obchodzą pamiątkę zmartwychwstania Pańskiego. Podczas liturgii przyglądają się całemu dziełu Zbawienia, można powiedzieć, że to taka chrześcijańska powtórka z historii. Jutro gdy się obudzimy to Chrystus będzie obok nas! Jutro będziemy się radować z tego wydarzenia! Jutro będziemy sobie nawzajem o tym mówić! choć nikt tego nie mógł dojrzeć. Jedynymi świadkami był grób, były płótna w które był owinięty - jak o Nim napisano: Jezus Nazarejczyk Król Żydowski. Jedynym świadkiem był Anioł (choć i to nie jest pewne, bo Anioł oznajmił to niewiastą, które przyszły do grobu).
Potem uczniowie nie rozpoznali Jezusa w drodze do Emaus, aż dopiero gdy napotkali Go w trwaniu na modlitwie. Zobaczyli i uwierzyli dopiero wtedy.
Życzę Wam (i sobie również) byśmy napotkali Jezusa Zmartwychwstałego; nieważne czy w drodze do naszego Emaus, czy w ogrodzie, czy w przedsionku domu... byśmy napotkali w Eucharystii i w drugim człowieku; w rodzinie, w pracy, w szkole... w przejściu podziemnym, dworcu kolejowym, supermarkecie, na spacerze... blisko i daleko... ale przede wszystkim byśmy Go spotkali również w naszym sercu. Byśmy Go rozpoznali i jemu uwierzyli. Byśmy z Nim trwali na modlitwie. Byśmy z Nim trwali w Miłości, byśmy trwali na modlitwie której On nam błogosławi.

Wielki Piątek / Sacro Venerdi

+
W Wielki Piątek od rana była pustka...
Ciemna Jutrznia bardzo podobna do naszej (yyyy, znaczy Polskiej, bo nasza to ma być włoska :)). Później obiad postny oczywiście: czyli krewetki :) ale same, bez żadnych dodatków. Ja nie podporządkowałem się tej tradycji...
Wieczorem w naszym kościele była sama liturgia Męki Pańskiej), nie było Drogi Krzyżowej. Liturgia przebiegała bardzo podobnie do Polskiej, z wyjątkiem adoracji Krzyża, do której podejście wyglądało przepraszam za porównanie ale niestety jakby "żabie" skoki. Trzy razy trzy kroki i trzy przyklęknięcia zanim się doszło do krzyża, który leżał na ziemi i my kładliśmy się obok niego całując dłonie przybite do krzyża... Miało to swój wymiar zapewne ale mnie na pierwszy raz dawało wiele do przemyślenia. Najgłębszym momentem było chyba zakończenie liturgii, bez procesji do grobu pańskiego, którego budowania tutaj nie ma zwyczaju. Potem już tylko była pustka, bo w kościele nie było nigdzie Najświętszego Sakramentu, nigdzie czyli nawet w grobie... bo tego właśnie nie było...
Jeszcze późniejszą porą Droga Krzyżowa w Colosseum. Poruszająca szczególnie, że podczas niej na prawdę dwa razy zatrzęsła się ziemia - jakby sam Jezus zstępował do otchłani... Poruszająca bo jej wstępne słowa nawiązywały do ofiar trzęsienia ziemi we Włoszech, których pogrzeby odbywały się za zgodą stolicy apostolskiej właśnie w Wielki Piątek - jak pogrzeb Jezusa... Poruszająca bo jej stacje przywoływały mniej znane (niż tradycyjne) chwile z Męki Pańskiej...
a po powrocie, przed samy spaniem, pojawił mi się jednak uśmiech na twarzy, że jutro Wielka Sobota... choć bez święcenia jajek, że w niedzielę śniadanie też bez jajek, chrzanu, białej kiełbasy...

10 kwietnia 2009

Wielki Czwartek/Sacro Giovedi


+
Wielki Czwartek rozpocząłem od lekkiej reformy w tradycji włoskiej, bo postanowiłem w czasie Tridum nie pracować w "niepotrzebnych" rzeczach, czyli zamknąłem na ten czas "sklepik" i na pytanie braci czemu jest zamknięte odpowiadam: jak to czemu? jest Święte Tridum, dziwią się mojemu postępowaniu, ale nie protestują, wiec zaczynamy tworzyć nową tradycję w Sabinie. Więc znalazłem czas na świętowanie i rozważanie największej z tajemnic wiary.
Rano oczywiście była Msza Krzyżma w Bazylice Św. Piotra, uczestnictwo w której z moja modlitwą ofiarowałem za moich braci-kapłanów, których dłonie codzień sprawują tę ofiarę. Niestety moje uczestnictwo w tak wielkich uroczystościach pokazuje jak bardzo w mojej głowie jest zakorzeniona "zakrystyjność", bo widzę od razu jakie naczynia mają na oleje świete, czym obmywają nogi, jak się do tego "przepasują" i tysiąc innych pomysłów do upiększenia i "odtajnienia" liturgi. Ciekawe czy kiedys o tym zapomnę... to chyba "zboczenie zawodowa"!
Wieczorna liturgia oczywiście odbywała sie już w domu razem z braćmi. Ku wielkiej uciesze w tym roku uczestniczyło w niej wielu, że nawet..... orantów zabrakło!!! Oczywiście był też kłopot z odnalezioniem 12 czystych nóg w kościele (zaznaczem tutaj tylko, że na liturgi ludzi było NA PRAWDE NIEWIELE, jakieś 50 osób...) a obmycie nóg odbywało się po raz pierwszy od wielu lat (?). Od początku trzech ojców dzielnie tworzyło naszą scholę, organista był za całą orkiestre (choć gra całą Mszę - nie zamilkł po odśpiewaniu Glorii), w połowie Mszy odnalazł się nawet ochotnik do kadzenia i świeccy do poniesienia akolitek w procesji do: "prawie ciemnicy". Swieccy okazali sie być Polakami i to z królewskiego rodu.... powiększaja się moje znajomości? Może się okaże, że świateczne śniadania zacznę jadać przy królewskim stole.... Strasznie brakowało mi głosu kołatki podczas procesji, ona zawsze tak wiele mówiła...
Ogólnie z o.Wojciechem (Polska) spodziewaliśmy sie czegoś gorszego. Był jakby program minimum, ale cały. Jednak co znaczy minimum w przypadku liturgii?
Bywały momenty kiedy autentycznie "rozumiałem" co sie dzieje. Rozumiałem pod względem językowym, ale i poznawania tajemnicy Wielkiego Czwartku. Jak to dobrze, że mógł on się skończyć dopiero o 24.30 kiedy zamykano kościół. My zamykamy o 24.30, bo jesteśmy jakby na wsi, te w centrum rzymu są rzeczywiście otwarte przez całą noc. (Poznałem też tajemnicę tłumów wyjazdów do Rzymu na Święta... poprostu wtedy kościoły które się tylko zwiedza są otwarte w nocy. Jak można sie modlić, kiedy co 5 minut jakiś; nazwijmy go: pielgrzym - rozświetla całą bazylikę wrzucając 1 euro do automatu?).
Buona Pasqua!

6 kwietnia 2009

u mnie wszystko OK


+
docierają zewsząd do Polski informacje o trzęsieniu ziemi ww Włoszech... u mnie wszystko OK.
Rano jednak klasztor był nieco poruszony i wszyscy mówili o tajemniczej dla mnie godzinie 3.30 ale ich do końca nie rozumiałem, aż otworzyłem internet.....
Ja, kiedy było trzęsienie spałem w najlepsze! nic nie odczuwałem! choć mówią, że było czuć, niejeden z ojców się obudził. Dopiero jak poszedłem do pracy to zobaczyłem, że chyba było.... bo otworzył się zegar taki duży szafowy, który zawsze jest zamknięty i "kredki" spadły na podłogę.
Myśląc o tych ludziach z L'Aquila (oddalonego o 120 kilometrów), w chwilę modlitwy za nich; wciska się jak wiatr porywisty pytanie o gotowość. Pytanie skierowane do każdego, w każdej sytuacji, nie tylko trzęsienia ziemi... na ulicy, w lesie, w domu... Czy jestem gotowy? To pytanie jakże silne na progu Wielkiego Tygodnia wprowadza nas w tajemnicę Wielkiej Nocy...
Obym zawsze był gotowy! nie tylko w okresie przedświątecznym, oby każdy z nas zawsze był gotowy...

5 kwietnia 2009

kolejny tydzień, jakże Wielki Tydzień...

+
właśnie skończyła się Niedziela Palmowa, czyli Niedziela Męki Pańskiej. Rozpoczęliśmy Wielki Tydzień - tydzień najważniejszy w całym roku liturgicznym. Zwłaszcza w trzy ostatnie dni mamy dostrzec tajemnicę Miłości Boga do człowieka. Bogactwo liturgii bardzo to nam ułatwia. Ja już od jakiegoś czasu zastanawiam się jak ta liturgia będzie wyglądać we Włoszech? Dzisiejsza inauguracja tego świętego czasu w Sabinie minęła bardzo dobrze. Jeśli tak właśnie będzie wyglądało Tridum, to jest szansa, że je godnie przeżyję, choć bez obmycia nóg we czwartek, bez spotkania Jezusa przebywającego w Ogrójcu/ciemnicy, bez dźwięku kołatek, bez złożenia Jego ciała do Grobu w piątek, bez nocnej adoracji, w czasie której zawsze musiałem walczyć ze zmęczeniem przenoszącym mnie w krainę snu, bez Pańskiego Grobu nawiedzanego przez tłumy, bez adoracji Krzyża, bez święconego jajka jedzonego potem z majonezem :), podczas "tylko 2 godzinnej" Wigilii Paschalnej, ze smutnymi raczej śpiewami, choć przecież mówiącymi o znartwychwstaniu, bez całej historii zbawienia w postaci 7 czytań, i w końcu bez głośnej procesji..... Tych bezów mogłoby tu rosnąć więcej, tylko po co?
Mam nadzieję że uda mi się znaleźć Ogrodnika, który będzie mówił po włosku i ja dam radę mu odpowiedzieć: "Rabbuni - to znaczy: Nauczycielu!
Został nam jeszcze tydzień. Tydzień tak bogaty, że mógłby nam służyć za cały rok albo i więcej a i tak byśmy wszystkiego chyba nie zrozumieli. Ważne jednak żebyśmy po prostu tylko uwierzyli. Uwierzyli jak dziecko wpatrujące się w swych rodziców. Jak mały chłopiec wpatrujący się w swego Ojca. Wpatrujący się ciągle, choc przecież juz tyle rzeczy poznał, potrafi, umie; ale wiem, że żeby zdobyc całą wiedze, która ma Ojciec musi jeszcze dużo poznać, zobaczyć, poczuć, przemyśleć...

3 kwietnia 2009

2 kwietnia

+
Ostatnimi dniami rzeczywiście było/jest w Rzymie dużo Polaków. Wszędzie słychać polską mowę (od podziemnego metra zaczynając, przez wszystkie schody w Rzymie aż do dość wysoko położonej na wzgórzu św. Sabiny. To miłe. Przypominają mi się sytuacje, kiedy zmieniając jakieś miast cieszyłem się na widok znajomo brzmiącej rejestracji samochodowej, a potem, po powrocie jak są wszystkie znajome, to człowiek sie cieszy ilu tu znajomych przyjechało.... Choć w tym roku w już 4 rocznicę śmierci Jana Pawła (przepraszam, ale nie lubię tego wszędzie pieszczotliwie brzmiącego odejścia do domu Ojca) w Rzymie za wiele się nie działo, była tylko Msza celebrowana przez Benedykta, na którą zaproszeni zostali zwłaszcza młodzi włosi (wejściówek dla polaków nie było zbyt wiele). Była też oczywiście rano Msza w grotach watykańskich, przy grobie Jana Pawła z udziałem jego byłych bliskich współpracowników, lekarzy z polikliniki Gemelli, polskich księży... celebrowana przez Kard. Dziwisza, który celebrował ją bardzo wzruszony co chyba wszyscy rozumieją... i w modlitwie wiernych (gdzie każdy mógł dodać swoje wezwanie) z jego ust padło pierwsze: o kanonizację, by była w czasie kiedy Benedykt uzna za stosowne, kiedy wsłucha się w Ducha Świętego... no właśnie, Ducha Świętego a nie tylko emocje nas pokolenia, które jest młodsze zdecydowanie niż Kościół, niż historia ponad 2000 lat. To tak według mnie... nie ważne czy za rok, czy rok i dwa dni, albo lat siedem. Ważne, że będzie, ważne, że On-Jan Paweł wciąż działa w nas zostawionym słowem, no i pewnie też już działa "z okna domu Ojca", bo nic tu innego nie potrafię napisać.
Tak było wczoraj...

Przedwczoraj:
jasne że żartowałem....
ale żartowałem tak nie tylko tutaj na blogu, bo zaczęło się od tych właśnie żartów w klasztorze. Choć wszyscy tutaj żałowali by bardzo że wyjeżdżam (podobno), to jednak dali się nabrać.... a ci co się nie dali nabrać to po prostu nie rozumieją dobrze włoskiego..... którym ja do nich mówię!!!
Ale fajnie było, choć od rana byłem grzeczny, bo myślałem, że oni nie maja Prima Aprile (choć tak się mówi wczorajszą (przed-) datę. Podczas śniadania jednak się o tym dowiedziałem, żę mają.... i poszedłem w ruch z tymi żartami. Potem ośmieliłem się to napisać na blogu, i w końcu na naszej (waszej, bo polskiej) klasie. Zewsząd doszły do mnie odpowiedzi zasmucenia. I mnie to bardzo mocno cieszy!!!! że wy się temu smuciliście!!!!
więc teraz na koniec kolejnego scriba na prawdę i prawdziwie po włosku :
A PRESTO!
a że wczoraj miałem problemy z komputerem, to piszę o tym dzisiaj.... zresztą w związku z nad wymiar wczesną pobudką (4.30) cały dzień chodziłem do tyłu.... ale jeszcze jedno wam powiem: na placu świętego Piotra juz wczoraj zaczęli sadzić drzewa na niedzielę palmową. Tak, drzewa nie palmy ale na szczęście drzewa oliwne.

1 kwietnia 2009

no i ...szkoda

+
wczoraj wrócił o.generał....
Dzisiaj rozmawialiśmy o moich postępach, które skończyły się oznajmieniem, że to koniec... później rozmawiałem z o. prowincjałem i cóż.... Generał choć jest najwyższym przełożonym Zakonu to wsłuchuje się w głos braci. Teraz wsłuchał się w głos Prowincjała i w związku z zapotrzebowaniem okazało się, że w czerwcu wracam do Was do Polski... a do rzymu przyjedzie ktos inny.
Skoro tak to niech będzie! i teraz dostrzegam, że chyba mi szkoda, bo choć tęskniłem do Polski to taka szansa, by w końcu nauczyć się jakiegoś (czytaj: włoskiego) języka się kończy. Na pytanie jak jest zawsze odpowiadałem, że (w rymie polskim - częstochowskim): piano, piano = italiano. No cóż... szkoda. Juz tutaj zacząłem się "rozmażać", bo w końcu to kraje południowe, jakby tropikalne.... ale sam się na początku bałem podjąć wyzwania, a teraz jakoś tak mi smutno... Patrząc na to, że w identyczny sposób podchodziłem do wyjazdu do Włoch (jak to? ja? niemożliwe....) zostaje we mnie jednak promień nadzieji, że się uda, Pan Bóg w tym też ma swój udzieł - pomoże. Jedyny plus tej całej wiadomości, to to, że rozwiązała sie sprawa mojego urlopu... kiedy??? no i wystarczy mi tylko pociąg (choć normalny polski, nie taki szybki jak do Milanu...)
Jednak postanawiam się nie poddawać i niezamierzam się oddalać od włoskiego, tym bardziej, że to jeszcze ponad trzy miesiące.... Zobaczymy jak szybko potem się "odstawię", że rozmawiać z kimś to bardzo prosta sprawa, że przy tym nie trzeba się tak bardzo skupiać (jaki czas, końcówka, rodzajnik...). Będzie wszystko takie proste.... na wyciągnięcie ręki...
Jest to też na pewno nowe wyzwanie, którego tak jak i wyjazdu trzy miesiące temu się nie spodziewałem, a w dodatku to nikomu w zakonie tego się głośno nie życzy... tylko desperaci chcieli by to robić i jak ktoś chce to na pewno nie będzie robił :). Ja nie chciałem, więc będę robił... Podobnie było z Włochami... jechać tam bez znajomości jakiegokolwiek obcego języka w XXI wieku????? ani włoskiego, ani angielskiego, ani.... tylko polski. Teraz juz wiem, bo nawet sacro-przewodniki coraz rzadziej sie spotyka we Włoszech, no cóż czas polski się skończył ze zmianą papieża? To jest polska wiara? Musimy nad tym dużo pracować... żeby pokolenie JPII trwało, zwłaszcza polskie, bo w innych krajach jakoś tak o tym sie nie mówiło pokolenie GPII...
wiec, A presto!!!
aha, bloga będę pisał, bo spodobała się mi ta zabawa, tym bardziej, że jego czytelnicy są z różnych miast Polski (oj nie tylko....) tylko, że będzie on o tym co robię w Zakonie jako..... (oczywiście na ile klauzura mi na to pozwoli i nie będzie to narażać "intymności" polskiej prowincji)