24 grudnia 2009

聖誕快樂 , 圣诞快乐 , 즐거운 성탄절 되세요

+
Większość Włochów przywiązuje niewielką uwagę do kolacji wigilijnej. Wprawdzie jest ona bardziej uroczysta niż w zwykły dzień ale niewiele bardziej uroczysta. Jada się ją przy choince, która jest w co czwartym włoskim domu, do tego uroczo sztuczna i plastikowa. My w klasztorze w tym roku też takową zakupiliśmy :) [dzięki bracią z Ameryki ;) serio] !!! Do tej pory świętowało się tutaj bez choinki :( . Za to wszędzie, ale to wszędzie są szopki, zbudowane przez niemal każdą rodzinę, wszędzie: w każdym pokoju, wystawie sklepowej, w szkole, pracy, ogródku, nawet na klatce schodowej stworzona wspólnymi siłami sąsiadów (więc po mojemu uroczo tandetna.... jak dyskoteka). Ale wracając do kolacji na stole nie ma żadnych tradycyjnych dań. Oczywiście makarony i mięsa!!! Wieczór wigilijny to przede wszystkim jedynie czas oczekiwania na pasterkę, na którą wybiera się wiele rodzin. Zobaczymy ile ich będzie u nas. Przygotowaliśmy wszystkie krzesła w kościele (całe 220). Na pasterce nie śpiewa się kolęd, tylko gra "szalony organista"....
Wielu rzymian wigilijny wieczór spędza na placu Świętego Piotra, gdzie około godziny 19 uroczyście odsłaniana jest tradycyjna, ogromna szopka. Ja sobie myślę, żeby o tam skoczyć bo nieszpory mamy dopiero o 19.30, więc jak wezmę "machinę" to powinienem zdążyć wrócić. Choć czy pojadę to jeszcze się zobaczy, bo szopkę już można było oglądać od pierwszej niedzieli adwentu. Zasłonięto dopiero 19 grudnia, kiedy to Papież zapalił lampki na choince. Lampki zapalił, schowali szopkę. Jest choinka, to nie ma szopki, nie można mieć za wcześnie wszystkiego, bo by święta spowszechniały....? [Jak w marcetach].

Włosi najbardziej uroczyście obchodzą dzień Bożego Narodzenia, a świąteczny obiad, do którego zasiadają całymi rodzinami, trwa najczęściej do wieczora i ja już się tego boję.... 25 grudnia to dzień rodzinnych spotkań na wystawnym obiedzie i to w jego trakcie otwierane są prezenty ale tylko przez dzieci. Dorosłych nie ma zwyczaju po prostu obdarowywać prezentami. W świątecznym menu jest "Calzone faszerowane mięsem, szynką, warzywami i serem tortellini", do tego (jakby mało makaronu komuś było :) lasagna z sosem pomidorowym z mięsem i oczywiście serem parmezano (czyli jak zawsze :) ). Na drugie danie przepiórki, czyli po prostu "kurczak same kości" (dla porównania na Wielkanoc tradycyjnie było jagnięcie) a na deser wszędziebylskie Panettone (coś na wzór babki drożdżowej tylko sto razy słodsze, gumowe i.... gorsze). Gdzieś wyczytałem, że przed świętami we Włoszech sprzedaje się kilkadziesiąt milionów tych świątecznych ciast, przybierających rozmaite kształty, od wysokich bab po gwiazdy i inne oryginalne figury. Zalegają całe ich stosy w supermarketach, normalnie więcej niż pływających karpi.
Po prostu wszystko inne jest nieważne. Najważniejsza jest szopka!!! Ta w której leży Dzieciątko, i ta którą "odstawiają ludzie", bo chyba już nikt nie pamięta o tym po co to wszystko... "nawet" do konfesjonałów nie ma kolejek (to dla ducha) i niestety nie ma też Św. Mikołaja, Dziadka Mroza, ani Śnieżynki, czy kogo by tam chcieć zależnie od regionu... w święta Trzech Króli otrzymują prezenty, a zgodnie z tradycją przynosi je Befana, czyli czarownica na miotle. !!!!!! Tak, tak czarownica!!!! na co? po co? nie mam pojęcia, może to rewanż za nieobchodzone hallowen? Dwa w jednym, bo przecież na pewno żaden z trzech króli nie był czarownicą, chyba, że spojrzeć na to od strony drugiej nazywy Epifanii - Objawienia Bożej mocy tak wielkiej, że wtedy nawet królowie są mu ulegli... wtedy nawet zła, krzywonosa czarownica może zrobić coś dobrego - dać prezent. W końcu cud to większy trzech króli, niż Boże Narodzenie [?]

19 grudnia 2009

bajka z morałem

+
Był to okres przedświąteczny, czyt. Adwentowy. Za siedmioma górami od Rzymu, za innymi siedmioma rzeczami niekoniecznie morzami od Rzymu, kiedy oczywistym stało się, by powstać na Roraty. Poznań ma lotnisko i nawet tanie loty z Rzymu [oj, bardzo tanie :)] no i ma też...... Roraty. Jakie są, można zobaczyć samemu, ale dla ich "stałych klientów" [notabene kościoła budowanego na wzór Bazyliki Św.Sabiny] dostrzegalne są na pewno różnice w ilości uczęszczających. Ja trafiłem w sobotę i bracia tym właśnie mi tłumaczyli "niewielką" ilość osób (500??? przy stałych 1000?). Tak sobie tam, w sprzyjającej atmosferze by się zaraz rozkleić, że "OTO PAN BÓG PRZYJDZIE", pomyślałem, że z tymi roratami w Poznaniu to chyba jest tak jak z mszałem, z którego pochodzą kolekty no nich odczytywane (rzecz widoczna dla siedzących w prezbiterium). Taka stara, stara, oj stara, wersja, a co za tym idzie dość "podniszczona", a biorąc pod uwagę fakt, że to co się starzeje, do tego się po prostu przyzwyczajamy i staje się to wtedy oczywiste, wiec szukamy znów czegoś nowego. Czy może mniejsza ilość uczestników rorat nie jest spowodowana tym faktem??? Przecież tyle lat nie było przeszkód we wstawaniu po godz. 4 i gnaniu (nawet PKP) do OP by o 5.30 śpiewać godzinki i dalej Rorate caeli... więc wczesna pora nie jest argumentem. Wieść gminna niesie, że owym powodem jest sam ceremoniarz: niezmienny od lat, wielki i niezatapialny... Coś w tym jest racji na pewno, ale "są rzeczy, nad którymi się nie dyskutuje". Inna wieść to niezmienne od lat czytanie po kazaniu tekstów Ojców Koscioła z Liturgii Godzin. Mnie one bardzo uwzniosły, bo były po Polsku :) i w dodatku wprowadziły mnie w czas moich rekolekcji [dla których zlądowałem - dosłownie; w Polsce]; ale kogoś kto chodzi na roraty od lat może w nich nic nie zaskoczyć? - tak tez usłyszałem. Magnesem przyciągającym miałoby być śniadanie.... hm, kromka ze smalcem, czy poznańskim gzikiem (pychota, zwłaszcza po roku włoskiego życia bez śniadań), chyba, że ktoś się wybiera na Kresy, bo tam zamiast srogiej zimy: pomidorki, rzodkiewki, ogórki, masełko i oczywiście szyneczka [wiem, ze paru/ jedna para/ oszczędnych poznaniaków się na to połasiło:)]*
ale do rzeczy: Jest jak jest na roratach w Poznaniu, ale nawet jeśli w związku z wszędziebylskim kryzysem było jedynie 500 osób, to ja mam pytanie, czemu w naszej włoskiej bazylice, na codziennej Mszy o 7.15 są 2,3,4 osoby??? Może dlatego, ze tutaj nie ma "wieńcow adwentowych", które mówią o tym za ile tygodni Boże Narodzenie, kiedy Pan przyjdzie i tak na pierwszy rzut oka bez wieńców nie widać kiedy przyjdzie? Czy jeszcze się zdąży?
a po roratach, jak na pierwsza sobotę adwentu przystało na krużgankach pojawiły się dinozaury z Paleolitu (anioły**) i wzięły się do roboty w przygotowaniach do Jarmarku. Z braku czasu w tym roku zadowolili się oni tylko "uściskiem dłoni prezesa" z samej Curii (włoskiej, nie Skłodowskiej); a ów prezes zadowolił się jedynie wspomnieniem swojej tam pracy i odwiedzinami już/jeszcze z Warszawy.
*Pozdrawiam serdecznie V&M i in.
**O pracy takowych aniołów można było poczytać na blogu jakiś czas temu, przy okazji podobnego jarmarku OP w Wawie.