16 marca 2009

dla madzi marudzik :)


+
no i wróciłem do Rzymu, do domu, do pracy, do normalnego już życia.... Mediolan/Milano żegnało mnie płaczem deszczu ze śniegiem, ale "rodzinny" Rzym powitał pełnym słońcem a nawet bardzo filmowym jego zachodem.
"Wyglądany" byłem przez braci, bo zaległości w pracy cały czas rosły! a poza tym to było ich obecnych w klasztorze tylko 6, więc na Nieszporach zaraz zacząłem głośno recytować i to po włosku, żeby nasz chór ożywić. Zorientowałem się wtedy, że lepiej mi idzie po włosku śpiewnia niż czytanie (już przed wyjazdem ktoś mi mówił, że język włoski jest taki śpiewny). Z ogłoszeń na tablicy wynika, że za dwa tygodnie mam lektora /h,mhm,hmhmhm/ to sobie wtedy publicznie poczytam, że aż mi "bokiem wyjdzie"...
No i od progu: Buongiorno zaczęły się sypać słowa po włosku... Lody zostały przełamane. Jest bene, nawet multo bene i coraz bardziej to wszystko mi piace. Wygląda na to, że Łoś, czyli jeden z braci mojego nowicjatu dobrze mi poradził: "Proś Pana o dar języków!" [a jak Jarek prosił to i się czegoś przy okazji nauczył]. To musi iść zawsze w parze: modlitwa błagalna, prośba z chęcią i odrobiną własnej dobrej woli. Samo proszenie bez zaangażowania spełzłoby na niczym...
no ale ta droga jeszcze daleka....
a wracając do pracy: W kolejce do wysyłki czekało jakieś 90 paczek z cieplutkimi jeszcze Dissertationes (tom XXXIII) "Inquisitatis"/ książkami no i w tym miejscu się przyznaję, że stawki poczty watykańskiej stały mi się (chyba) jasne dopiero koło 60 sztuki... Mam nadzieję, że jednek żadna z nich niezawróci z powodu złego oznakowania, znaczkowania, stemplowania i nie wiem co jeszcze...
W klasztorz pojawiły się nowe / i nie tylko blade/ twarze a to dlatego, że był zjazd kolejnej komisji...
a od wtorku ( tak, dopiero od wtorku ponieważ: "Ja lubię poniedziałki", bo w poniedziałki mam wolne) zaczęli się schodzić ludzie i trzeba z nimi rozmawiać (coś na wzór: "Kali być głodny - Kali chcieć krowa") tak żeby EURA rozmnażać, odebrać kolejny telefon albo (w miniony wtorek było to dla mnie najważniejsze!!!) zamówić kuriera do przesyłki, żeby wysłać figure św. Dominika do Ameryki. W klasztorze dostałem zakaz jedzenia posiłków przy "polskim" stole; mogę tam przebywać tylko w niedzielę, żeby sie zbytnio nie przepracować w Dzień Pański rozmawiając po włosku. Jadam więc z "włochami całego świata", choć inaczej mówią włosi z północy, inaczej ci z południa, a jeszcze inaczej wszyscy włoscy obcokrajowcy z którymi mieszkam. "...Są oni jednym ludem, i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego! ..." [Rdz. 11,6-7]

2 komentarze:

  1. Oj :) wrocilam padnieta po spotkaniu z promotorem i tak mi sie milo zrobilo :) jak zobaczylam tytul.
    Dziekowac :). Gratuluje postepow w spiking Italiano :)!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się Twój sposób pisania. Gratuluję. Andrzej Berlin

    OdpowiedzUsuń